Prezentujemy kolejną pracę uczestniczki Szkolnego Konkursu Literackiego, którego organizatorem i sponsorem nagród był Samorząd Uczniowski. Zachęcamy do lektury listu Martyny Loby – uczennicy klasy IV A.
Nadawca: Ja
Adresat: Wszyscy zakochani
Zdecydowałam się zaadresować ten list do was, wszystkich zakochanych, ponieważ na pewno każdy z was miał swój ideał miłości, swoją wizję, do której spełnienia dążyliście. Chociaż życie wcale nie jest idealnie pisane i jest pełne nieoczekiwanych wydarzeń, pośród was na pewno jest wielu beznadziejnych romantyków, którzy marzyli lub marzą o miłości „jak z bajki”. W moim przypadku jest to miłość z filmu, o którym chciałabym wam opowiedzieć. „Zanim się pojawiłeś” to film wyreżyserowany przez Theę Sharrock i jest on adaptacją książki autorstwa Jojo Moyes pod tym samym tytułem. Przedstawia on historię Louisy Clark, lekko nieporadnej, ale optymistycznej i pełnej energii kobiety, która dostaje pracę jako pomoc i towarzystwo dla Willa Traynora – mężczyzny z bogatej rodziny, sparaliżowanego od szyi w dół w wyniku wypadku.
Ich przypadek jest piękny z naprawdę wielu powodów. Pierwszym jest to, w jak krótkim czasie zdążyli się w sobie zakochać. Znajomość Lou i Willa trwała zaledwie kilka miesięcy, ale była intensywna, pełna łamania barier i otwierania się na siebie. Pełen życia i energii kiedyś Will stał się zamknięty w sobie oraz cyniczny, jednak nawet jego trudny charakter nie był w stanie zniechęcić Louisy. Każdy kolejny wspólny dzień i spędzone razem bardziej czy mniej ważne chwile pobudziły serca ich obu.
Kolejnym powodem był sposób, w jaki traktowali siebie nawzajem. Lou zawsze była skłonna robić to, co zaproponował Will, ponieważ chciała sprawić mu radość. Oglądała z nim filmy, otwierała okno, gdy padał deszcz, aby mógł go obserwować. Gdy mężczyzna się rozchorował, została z nim nawet po godzinach pracy, aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Clark za wszelką cenę starała się przywrócić mu radość z życia, którą utracił wraz z wypadkiem. Była w stanie poświęcić swój czas, żeby zabrać Willa na wyścigi konne, koncert muzyki klasycznej czy w podróż, mającą odwieść go od decyzji o eutanazji. To, że zakochała się w niepełnosprawnej osobie pokazało, że jej miłość była bezwarunkowa. Nie była zniechęcona przez myśli, że musi opiekować się Willem, karmić go, poprawiać poduszkę gdy idzie spać. Nie widziała w nim kogoś gorszego tylko przez to, że jeździł na wózku.
Will natomiast był jedną z niewielu osób, które zawsze były gotowe do wysłuchania Lou. Z przyjemnością słuchał jej doświadczeń z poprzedniej pracy czy opowieści z dzieciństwa. W trakcie jednej z nich Louisa opowiedziała mu o swoich ulubionych rajstopach, których noszenie sprawiały jej niewyobrażalne szczęście. Były one w żółto-czarne paski i miały wyglądać jak pszczółki. Kiedy miała 3 lata, była to część garderoby, którą kochała najbardziej i nosiła je do momentu, w którym z nich nie wyrosła. Od wtedy nigdy więcej ich nie założyła, ponieważ taki rodzaj rajstop nie był produkowany w rozmiarach dla dorosłych.
Na 27 urodziny Will podarował Lou dokładnie takie same pszczółkowe rajstopy jak sprzed lat.
Czy to nie piękne? Dokładnie tak wyobrażam sobie miłość, którą chciałabym przeżyć. Pełną poświęceń dla drugiej osoby, porozumienia i starań. W końcu kupienie rajstop, których nie dało się zdobyć prawie 24 lata, tylko aby zobaczyć uśmiech na twarzy obdarowywanej osoby, jest niesamowitym gestem od serca. W subtelny sposób pokazał, że Will słuchał swojej towarzyszki i pamiętał o niej szczegóły, które sprawiały jej radość.
Jedyną rzeczą, jaką usunęłabym z historii Willa i Lou jest jej łamiący serce koniec. Myślę, że nigdy nie będę gotowa na śmierć bliskiej mi osoby, szczególnie miłości mojego życia. Jest to bolesna strata, a pogodzenie się z nią jest wyboistą drogą pełną wzlotów i upadków. Jednocześnie, gdyby osoba skazana na śmierć lub świadomie ją wybierająca (tak jak Will) postanowiła swoje ostatnie chwile ze mną, byłabym niesamowicie wzruszona. Chociaż miło jest być kogoś „pierwszym”, to jednak bycie tym ostatnim jest najważniejsze.
Tak właśnie wygląda historia miłosną, którą chciałabym przeżyć. Subtelna, szczera, z zaakceptowaniem drugiej osoby taką, jaka jest. Jak jest w waszym przypadku zakochani? Znaleźliście kogoś „jak z filmu”?
Martyna